Tajemnice pokolenia JP2

1 kwietnia weszły w życie nowe dalsze obostrzenia w życiu społecznym związane z ogłoszonym stanem epidemii. Nic dziwnego, że na dalszy plan zeszła przypadająca kolejnego dnia 15. rocznica śmierci Jana Pawła II.

Całkiem możliwe, że i przypadająca za niewiele ponad miesiąc, bo 18 maja, setna rocznica urodzin Karola Wojtyły nie przyciągnie naszej uwagi. Zapewne wiele uroczystości i wydarzeń związanych z tą rocznicą może nie dojść do skutku.

Zasiadam do pisania felietonu u progu kolejnego Wielkiego Tygodnia, tym razem zupełnie niezwykłego, któremu towarzyszy dość powszechny niepokój. Przeszło mi przez myśl pytanie, czy gdyby dziś żył Jan Paweł II, byłby w stanie tchnąć swoimi słowami większą nadzieję i otuchę w nasze życie w cieniu medialnych doniesień o postępach epidemii? Trudno powiedzieć, ale mam podejrzenie, że wielu z nas czułoby się z takimi słowami lepiej. Cóż, jego już nie ma z nami, a co pozostało? W Rawie mamy rzecz jasna pomnik Jana Pawła II w centrum miasta i noszącą jego imię miejską bibliotekę publiczną. To pierwsze nam się opatrzyło, o tym drugim pewnie rzadko pamiętamy. Rawskie środowisko skautowe co roku w październiku, korzystając z okazji, którą stanowi Dzień Papieski, z dużą dozą kreatywności stara się zorganizować wydarzenia, które postać polskiego papieża przybliża zwłaszcza młodszym mieszkańcom miasta. Być może dla części tych dzieci i młodzieży to pierwsza sposobność liźnięcia wiedzy o papieżu Polaku. Nie mogą go pamiętać, ani mieć własnych z nim wspomnień. Być może niektórzy z nich pamiętają relacje medialne z uroczystości kanonizacyjnych, które miały miejsce w kwietniu 2014 r. Takie migawki nie pozwolą jednak odkryć dla siebie tej postaci. Zresztą już wcześniej, przy okazji beatyfikacji polskiego papieża Tomasz Stawiszyński wypowiedział na łamach tygodnika „Newsweek Polska” (01.05.2011) chyba dość celną myśl: „Wyniesienie na ołtarze raczej oddali nas od zrozumienia, kim Jan Paweł II był naprawdę”. Ta uwaga brzęczy mi w myślach ilekroć słyszę w kościele odwołania do jakiegoś zdania papieskiego, koniecznie okraszone przypomnieniem, że był „wielki” i „święty”.

Na fali prawdziwego poruszenia, jakie wywołała wiadomość o śmierci Jana Pawła II, na podstawie obserwacji licznego udziału młodych ludzi w różnych formach upamiętnienia i oddania czci zmarłemu, ukuto w mediach koncept „pokolenia JP2”. Do końca nie wiadomo o które pokolenie chodzi i jak możliwe jest, by całe pokolenie, a każde jest przecież zróżnicowane, uznać za wychowanków polskiego papieża, którzy jego nauczanie będą nieść w sercu i wcielać w życie. Jeśli istniało pokolenie JP2, to zapewne jego zasługą są setki pomników (tylko do roku kanonizacji było ich ponad 700). Wiele z nich też nie przysłużyło się dobrej pamięci o Janie Pawle II. Któregoś dnia ubiegłego roku jadąc ulicą Puławską w Warszawie zwróciłem uwagę na wykonany spray’em napis na jednym z budynków, który głosił, że wiele graffiti, tak jak wiele pomników JP2, jest do… niczego. Zresztą wystarczy wpisać w przeglądarkę internetową zwrot „najbrzydsze pomniki papieża”, by się szybko o tym przekonać. Od razu dodam, że dotyczy to także pomników poza Polską. Dość powiedzieć, że amerykańska telewizja CNN przed kilku laty na swojej liście najbrzydszych pomników na świecie umieściła pomnik papieski autorstwa włoskiego artysty Oliviero Rainaldiego, znajdujący się na głównym dworcu kolejowym w Rzymie – Roma Termini. Warto zresztą wzmiankować, że nie jest tak, iż tylko w Polsce honoruje się Jana Pawła II nadając jego imię ulicom, rondom, mostom, czy bibliotekom. Imię to noszą ulice i place w najważniejszych miastach Francji, Włoch, Meksyku, Niemiec, Węgier, Kanady, Chile i wielu innych. W Bostonie dla odmiany znajdziemy Park Jana Pawła II.

Tymczasem w Polsce od schyłku pontyfikatu Jana Pawła II podwoiła się niemal liczba osób niereligijnych i bezwyznaniowych (według Europejskiego Sondażu Społecznego wynosiła w 2018 r. 12,8%), zaś liczba biorących udział w niedzielnej mszy świętej spadła do poziomu poniżej 39% (wobec 46% w 2006 r.) i choć nie znalazłem informacji o nowszych badaniach, to spodziewam się – na fali skandali pedofilskich – raczej dalszego spadku tych danych, niż zahamowania trendu. Na istotniejszą jeszcze kwestię wskazał niedawno Jarema Piekutowski na łamach internetowej „Nowej Konferedacji”, powołując się na badania renomowanego instytutu badawczego Pew Research Center. Otóż z ogólnoświatowych badań tego ośrodka (raport „The Age Gap in Religion Around the World” opublikowano w czerwcu 2018 r.) wynika ni mnie ni więcej, że w Polsce rozbieżność między wagą, jaką do religii przywiązują osoby powyżej 40. roku życia a tym jak postrzegają ją młodsi, jest największa na świecie! Za bardzo ważną uważa religię 40% starszych Polaków i tylko 16% młodszych. Ta luka pokoleniowa (age gap) zdaje się oznaczać, że laicyzacja do poziomu państw otaczających Polskę jest kwestią dekady, może dwóch. „Otaczających” – bo nie chodzi wcale o „spoganizowany Zachód”. Z innego raportu Pew Research wyczytuję, że gdy za wysoce religijnych uważa się statystycznie 40% dorosłych Polaków, to tylko 21% Litwinów, 27 % Białorusinów, 29% Słowaków, 31% Ukraińców, zaledwie 17% Węgrów, 12% Niemców i tylko 8% Czechów. Mając jako taki wgląd w katechizację szkolną właściwie przestaje mnie dziwić owa luka pokoleniowa. I zaczynam się zastanawiać, czy nie jest słusznym pogląd, że wprowadzenie katechezy do szkół przyczyniło się do spadku religijności. Bo właściwie jaka może być odpowiedź ucznia na pytanie co to jest religia? To taki mało ważny przedmiot, na którym można odrobić pracę domową z matematyki. Dlatego też wydaje mi się, że Kościół w Polsce w najbliższych latach będzie konfrontowany nie tyle z przeciwnikiem mgliście definiowanym jako „ideologia gender”, ale z nową odmianą ateizmu – apateizmem (określenie czeskiego duchownego katolickiego i socjologa, ks. Tomasza Halika), czyli zwyczajną obojętnością wobec religii i pytań o Boga.

Znamy porzekadło „Jak trwoga, to do Boga”. Czy epidemia zabójczego wirusa ma szansę stać się przyczyną wzrostu religijności Polaków? Wątpię, choć to całkiem możliwe, że w indywidualnych przypadkach dojdzie do nawróceń. Te jednak są bardziej prawdopodobne wówczas, gdy bezpośrednią przyczyną sprawczą nie jest strach, lecz cudze świadectwo. Na nim zresztą zasadza się możliwość trwania chrześcijaństwa w świecie. To także świadectwo osobistego życia wiarą było siłą, którą przyciągała do Jana Pawła II. Nie jego wielkość, ale bliskość, to że potrafił znaleźć język z młodymi i starszymi, skracać dystans, żartować publicznie, ale i wychodzić do ludzi. To takie zdarzenia jak jego wizyta w więzieniu złożona człowiekowi, który dopuścił się zamachu na niego i ciężko ranił (amerykański popularny tygodnik „Time” zdjęcie z tego spotkania zamieścił na okładce jednego z wydań) oraz prośba o jego ułaskawienie, albo kilkugodzinne spotkanie z trędowatymi w japońskim szpitalu, przemawiały do wielu ludzi mocniej niż jakiekolwiek kazanie. Bo przecież każdy z nas boi się nie tylko izolacji i choroby, ale przede wszystkim odrzucenia. Jan Paweł II potrafił zaś pokazać, że dla Bożej miłości nie ma ograniczeń i że nie jest ona ofiarowana tylko członkom Kościoła katolickiego. Nie przypadkiem był pierwszym papieżem, który zainicjował spotkanie międzyreligijne w Asyżu, pierwszym papieżem od czasu św. Piotra, który wkroczył w progi synagogi, pierwszym w meczecie, pierwszym, który poświęcił encyklikę ekumenizmowi. Dlatego mnie w tych dniach niosą słowa Jana Pawła II o duchowości komunii z ponownie przejrzanego listu apostolskiego „Novo millennio inuente”. Pisał o niej, że oznacza m.in. „zdolność dostrzegania w drugim człowieku przede wszystkim tego, co jest w nim pozytywne, a co należy przyjąć i cenić jako dar Boży: dar nie tylko dla brata, który bezpośrednio go otrzymał, ale także dar dla mnie”. Ukazując wartość hierarchicznej struktury Kościoła, zabezpieczającej przed pokusą samowoli, orzekał, iż „duchowość komunii ożywia właściwą sobie treścią formę instytucjonalną, zalecając postawę zaufania i otwartości, która respektuje w pełni godność i odpowiedzialność każdego członka Ludu Bożego”. Ożywia?

Artur Gut