Damian Jędras: „Miej się na baczności”. II miejsce w konkursie literackim (całe opowiadanie)
Opowiadanie pt. „Miej się na baczności”, którego autorem jest Damian Jędras, uczeń Liceum Ogólnokształcące im. Marii Skłodowskiej-Curie w Rawie Mazowieckiej, otrzymało drugą nagrodę w konkursie zorganizowanym przez redakcję KochamRawe.pl na najlepsze opowiadanie o Rawie Mazowieckiej i Powiecie Rawskim. Zachęcamy do przeczytania całego opowiadania. Znajdziecie je także w zbiorze „Pewnego razu w Rawie…”.
TU PRZECZYTASZ OPOWIADANIE KATARZYNY FEDOROWICZ “GRUSZKA W tRAWIE”>>>
Wrzesień. Miesiąc najbardziej znienawidzony przez uczniów. Kończy się sielanka, a na jej miejsce wchodzi ciężka praca. Znowu trzeba będzie wcześnie wstać, spędzić kilka godzin w szkole, a resztę dnia przeznaczyć na powtórki do sprawdzianów czy kartkówek.
Mało kto cieszy się z takiego obrotu spraw. Jedną z tych osób jest Karol Ziemiński – mieszkaniec małej wsi, oddalonej znacznie od ziem rawskich, absolwent gimnazjum, którego raczej nie będzie miło wspominał. Całe trzy lata spotykał się z przemocą i nękaniem. Jednak nadal miał nadzieję, że to wszystko kiedyś się skończy. Miał sporą rodzinę i kumpli w Rawie Mazowieckiej, od których usłyszał wiele pozytywnych opinii o tym mieście. Wierzył, że po skończeniu szkoły i podjęciu dalszej nauki właśnie w Rawie sytuacja zmieni się o 180 stopni.
Kiedy przyszła pora wypełniania wniosków, kiedy wybierano szkoły średnie, bez wahania zaznaczył rawskie licea. Planował później pójść na studia prawnicze, dlatego zdecydował się na profil humanistyczny. Oceny miał w porządku, egzamin też poszedł dobrze, dlatego bez problemu dostał się do Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej – Curie.
Im bliżej było rozpoczęcie roku szkolnego, tym bardziej się cieszył, że w końcu nastaną lepsze czasy. I że nawiąże znajomości z osobami zdolnymi do czegoś więcej niż tortury psychiczne.
W końcu nadszedł ten dzień. Inauguracja roku szkolnego zrobiła na nim piorunujące wrażenie, nie był w stanie uwierzyć, że wszyscy grzecznie stali w szeregu. Także zebranie w sali z wychowawcą, podczas którego każdy dyskutował w sposób kulturalny, zadziwiło go. No po prostu inny świat.
Po zakończeniu zebrania, kiedy Karol wyszedł ze szkoły, podszedł do niego jakiś chłopak.
– Siema – stanął przed nim i wyciągnął do niego rękę. – Jestem Marek. Ty musisz być Karol, tak?
– Zgadza się… – odpowiedział. Był trochę zdziwiony, ale uścisnął dłoń. – Znamy się?
– Chodzimy do tej samej klasy. Jesteś spoza rawskiego, zgadza się?
– No tak, ale skąd mnie znasz?
– Kumple mi o tobie mówili. Miałeś kruchą przeszłość, ale nie martw się, u nas będzie lepiej. Ja akurat znam się z resztą klasy, wszyscy są stąd albo z okolic, tylko ty trochę dalej mieszkasz…
– No i? To chyba nie problem? – Karol lekko się wzburzył.
– Nie, no oczywiście, że nie – Marek się zaśmiał. – Tylko wiesz… musiałbyś się z nami zintegrować. Dołączysz do naszej grupy na Facebooku, potem jakieś imprezy zorganizujemy…
Nagle telefon Karola zabrzęczał. Wyciągnął sprzęt. Nowy SMS. „Czekam na parkingu” – ojciec.
– Kurczę, muszę już iść…
– Spoko. Pamiętaj o naszej grupie. Jakby co, to ci zaproszenie wysłałem.
Pożegnali się, po czym Karol ruszył w stronę parkingu.
Po powrocie do domu uruchomił komputer i zalogował się na Facebooka. Jedno nowe zaproszenie do znajomych. Marek Drewniak. Bez wahania zaakceptował. Uśmiechnął się. Czuł, że lepsze czasy już się zaczęły. Rzucił okiem na dół ekranu. Właśnie został dodany do nowej konwersacji grupowej. Nazywała się “Ic Humany”. Zaczął czytać ostatnie wiadomości. Nic ciekawego. Nagle pojawiła się jedna nowa wiadomość.
„Powitajmy nowego członka ekipy” – napisał Marek.
Karol był zdziwiony. Nikt wcześniej nie okazywał mu takiej sympatii.
„No cześć” – wystukał. Przywitało go jeszcze kilkoro osób. Zenek, Julek, Marlena, Masza. Zapowiadało się naprawdę nieźle.
„No hej, może opowiesz nam coś o sobie?” – spytała Marlena.
Karol począł się rozpisywać. Opowiadał o swoich zainteresowaniach, marzeniach, planach na przyszłość.
„Łaaał, nieźle. Ja zamierzam iść na dziennikarstwo. Media potrzebują rzetelnych reporterów” – odpowiedziała.
„Trzeba pokazać niedowiarkom z zawodówek, że stać nas na coś więcej niż McDonald” – napisał Marek.
Dalsza rozmowa skupiała się na wyśmiewaniu uczniów ze szkół technicznych i zawodowych. Karol wycofał się, ponieważ dla niego było to niemiłe. Jego rodzice nie chodzili do liceum, a mimo to ustawili się w życiu. Zamiast tego wyświetlił listę uczestników. Chciał ich potem łatwiej rozpoznać w szkole. Zdziwił się, widząc liczbę „19”.
„Ekipę mamy niekompletną?” – spytał.
„O co ci chodzi?”
„Byłem pewien, że wychowawca wyczytał dzisiaj 20 osób, a tu mamy 19”.
„A bo widzisz, chodzi o Pawła Krasnego. Chodził z nami całe trzy lata do gimnazjum, ale zawsze stronił od nas. Nie chodził na imprezy, nawet Facebooka nie ma”.
„To dziwak” – dodał Zenek.
„Ej, daruj sobie te epitety, dobra?”
„Nie znasz go. On naprawdę jest nietypowy. Żadnej rozrywki, żadnego luzu, tylko ta nauka i nauka. Spytasz się go o zainteresowania, to ci wyjedzie z malowaniem czy rysowaniem, no, w każdym razie mało znaczące hobby”.
„Może w przyszłości zamierza zostać grafikiem? To opłacalny zawód”.
„To po co się na humana pchał? Są przecież szkoły artystyczne, bursy, dla chcącego nic trudnego”.
„Właśnie”.
To było dla Karola zbyt wiele. Zamknął okno przeglądarki. Nie mógł uwierzyć, że ich kolega z klasy jest tak obgadywany. Pod tym względem to było nawet gorzej niż w gimnazjum, bo tam to każdy każdemu ubliżał, a tutaj cała klasa staje przeciwko pojedynczej osobie.
Minęły dwa tygodnie. Karol rozróżniał już wszystkie osoby z klasy oraz kojarzył charaktery. Przywódczy Marek, rozgadany Alek, zabawny Julek, Masza zawsze chętna do pomocy, Paweł… no właśnie. Był taki, jak go opisywali. Bardzo cichy, zamknięty w sobie. Prawie w ogóle się nie odzywał.
Na przerwie Karol podszedł do niego.
– Cześć. Co tam porabiasz?
Paweł odsunął się i wskazał na swój rysunek.
– To na konkurs – powiedział.
Karol rzucił okiem.
– Ulica Kościuszki z lotu ptaka?
– Racja.
– Chłopie, ty to masz talent. Ja to nawet z Google Maps miałbym problem. Zdeklasujesz konkurencję, nie ma co.
– Nie wydaje mi się. Jury bywa przekupne i czasem pierwsze miejsce zajmuje ktoś, kto się nawet nie przyłożył.
W pewnym momencie Karol poczuł klepnięcie na ramieniu. Za nim stał Marek.
– Słuchaj, Karol, pilna sprawa. Chodź ze mną.
– Dobra. Cześć – rzucił do Pawła, po czym ruszył za Markiem.
Chłopcy weszli do męskiej toalety.
– I jak? – spytał Marek. – Teraz już wiesz, że na grupie mieliśmy rację.
– Taaa… cały czas nad jakimś rysunkiem siedzi.
– Widziałem, słabo mu to wychodzi. Ta podstawówka to jak jakieś blokowisko wygląda, strach pomyśleć, jak mu nasza szkoła wyjdzie.
Nagle zadzwonił dzwonek. Karol ruszył w stronę drzwi, jednak Marek go przytrzymał.
– Gdzie ci się spieszy?
– No jak to gdzie? Lekcję teraz mamy.
– Daj spokój, spóźnić się te 5 minut to jeszcze nie tragedia. Mówiłem ci o tej imprezie, którą Julek organizuje?
– Nie…
– W najbliższą sobotę o 19:00 na Zwolińskiego 1. Kiedyś był tam klub Topory, gratka dla fanów gier, ale zmienili lokację. Musisz tam być, pokazać, że spoko z ciebie gość.
– A Paweł będzie?
– Oczywiście, że nie – Marek parsknął śmiechem. – Jego nigdy nie ma na imprezach.
Nadszedł ten dzień. Karol został podwieziony pod blokowisko. Cały czas miał sobie za złe, że zachował się nie w porządku. Z jednej strony dogadywał się z Pawłem, z drugiej – obgadywał go razem z Markiem. Zdecydował się jednak nie myśleć o tym. W końcu zbliżała się impreza.
Szedł niepewnie przed siebie, myśląc, czy aby na pewno idzie w dobrym kierunku. Kilka metrów przed sobą spotkał Marka. Pomachał mu na powitanie.
– Już myślałem, że się spóźnisz.
– Nie no, coś ty. Zawsze jestem punktualny. Zaczęło się już?
– Powiedzmy. Wszystko gotowe, trzeba tylko czekać, aż się większa gromada zbierze.
Zeszli na dół. Były tam tylko dwie osoby. Marek podszedł do półki z grami planszowymi.
– Monopoly, Jenga, warcaby… co wybieracie?
Następne godziny upłynęły w miłej atmosferze. Dołączyło jeszcze kilkanaście osób, wszystkie były z klasy Ic. Imprezowicze brali udział w grach planszowych, rozmawiali na różne tematy oraz przeglądali internet. Wszystko wyglądało w porządku… do czasu. Stopniowo atmosfera zaczęła się zmieniać. Początek miał miejsce, kiedy Julek wyciągnął butelkę piwa. Karol zdziwił się nie na żarty.
– No co? – dostrzegł zdezorientowanie chłopaka. – Przecież by mi nie pozwolili w domu pić – to po pierwsze, a po drugie: carpe diem.
Karol nie zareagował. Julek wziął kilka łyków, po czym zaproponował pozostałym osobom. Chłopak, chcąc nie chcąc, również się napił. Nie była to jego pierwsza styczność z alkoholem, jednak poczuł się bardzo nieswojo. Uczestnicy imprezy kontynuowali grę w Monopoly połączoną z żywą rozmową, acz sytuacja lekko się zmieniła. Wszyscy stali się bardziej żywiołowi, częściej padały wulgaryzmy, zaś kiedy jeden z graczy zbankrutował, o mało nie zrzucił ze złości planszy ze stołu.
Inny natomiast doznał kłopotów z żołądkiem i musiał szybko udać się do toalety, wszystko to sprawiło, że reszta graczy uznała grę za wstrzymaną. Karol, jedyny, który zachował trzeźwy umysł, postanowił wykorzystać ten moment. Włożył kurtkę i wyszedł na zewnątrz. Potrzebował kilku minut, aby się przewietrzyć i ochłonąć.
Usiadł na ławce i ukrył twarz w dłoniach.
– W co ja się wpakowałem? – zapytał sam siebie. Nigdy wcześniej nie przeżył niczego podobnego. Niedaleko mieszkała jego babcia, mógł wycofać się z przyjęcia i przenocować u niej, jednak obawiał się reakcji pozostałych.
Nagle coś poczuł w kieszeni. Wyciągnął znalezisko i rzucił na nie okiem. Był to woreczek celofanowy z białym proszkiem wewnątrz. Ewidentnie jakieś narkotyki. Do woreczka była dołączona kartka z napisem „Baw się dobrze”. Karol nie miał pojęcia, co robić. Wciągnąć? Nie wciągnąć? Może będzie lepsza zabawa, ale…
– Cześć – z zamyślenia wyrwał go głos Pawła. – Co słychać?
– Hej, nie spodziewałem się tu ciebie… imprezę mają tam na dole, a ja na chwilę wyszedłem się przewietrzyć. Może chcesz do nich dołączyć?
– Nieee, ja tylko do znajomego skoczyć miałem, jedną sprawę chciałem załatwić… ej, co tam masz? – Paweł dostrzegł woreczek w dłoni Karola.
Ten poczuł się zmieszany, jednak wyciągnął rękę.
– Podrzucili mi… – zaczął się tłumaczyć.
Paweł przyjrzał się.
– To amfetamina. Mój ojciec jest chemikiem i zna się na tych substancjach. Wyrzuć to lepiej, nie chcesz mieć kłopotów.
Karol nerwowo obejrzał się za siebie. Przypomniał sobie, że w jednej sali było okno z widokiem na ulicę. Imprezowicze w każdej chwili mogli go przyłapać, jednak nikt nie patrzył.
W pewnym momencie woda sodowa uderzyła Karolowi do głowy.
– Wiesz co? Lepiej zajmij się sobą. Moja sprawa, co chcę zrobić!
– Zdajesz sobie sprawę, jakie będziesz miał szanse na zostanie prawnikiem, jeśli wpadniesz?
– Nie bądź taki święty!
– Dobra, rób co chcesz, tylko żeby nie było, że cię nie ostrzegałem! – Paweł oddalił się.
Karol zdecydował się zażyć substancję i powrócić na imprezę.
Przez pozostałą część dnia główny bohater czuł się jak w niebie. Dogadywał się z innymi lepiej niż kiedykolwiek, pewnie dlatego, że oni również byli odurzeni. Nie przypuszczał nawet, że przełamie bariery w kontakcie z płcią przeciwną. Oprócz tego dopisywała mu nieustająca radość.
Nazajutrz jego ciało dało o sobie znać. Miał szczęście, że akurat był weekend, ponieważ spał do południa. Jego rodzice o niczym nie wiedzieli, a on sam postanowił zachować to dla siebie.
Po powrocie do szkoły uruchomiono akcję charytatywną, zbierano pieniądze na niepełnosprawnego chłopca. Miał mieć kosztowną operację. Trzy klasy z najlepszym wynikiem otrzymają dzień bez pytania i niezapowiedzianych kartkówek, a nagrodą za pierwsze miejsce była wycieczka do parku trampolin w Łodzi. Było więc o co walczyć, tym bardziej, że wpłaty pojawiły się już pierwszego dnia.
Kiedy Karol przeglądał Facebooka, zauważył, że został dodany do grupy o nazwie „Tajne”. Oprócz niego było tam jeszcze parę osób z klasy.
„Musicie obiecać, że nikomu nie powiecie, co planuję” – zaczął Marek.
„Spoko” – odpisał Karol.
„Wiecie dobrze, że musimy zająć pierwsze miejsce w zbiórce. Wycieczki to nie byle co. Nie możemy poprzestać na tym, że damy po złotówce, bo zostaniemy w tyle”.
„A jaki masz plan?”
„Mój brat jest dilerem narkotyków. Cała rodzina o tym wie, ale nikt nic nie robi, bo to przynosi zysk. Raz na jakiś czas dostaje sporą działkę, sam oczywiście wszystkiego nie rozdysponuje, waszym zadaniem będzie mu lekko pomóc”.
„Zwariowałeś? Wiesz, jakie mogą być tego konsekwencje?”
„Weź nie panikuj. Przecież cały zysk pójdzie na tego chorego. Nawet jak cię przyłapią, to możesz się wytłumaczyć, że to na ten cel, może nawet kuratora nie dostaniesz. Szczególnie ciebie to się tyczy. Jesteś spoza powiatu, więc większą klientelę zdobędziesz”.
Karol ponownie był w rozterce. Znowu styczność z narkotykami. Jak postąpić? Jaką ścieżkę wybrać? Złamać prawo, ale pomóc potrzebującemu? A co się stanie z klientami? Opłaca się zatruć dziesiątki osób, żeby pomóc jednej? Jak zareaguje Marek? Nie miał odwagi się przeciwstawić, ponieważ obawiał się, że to naruszy relacje z resztą klasy. Przecież jeśli się uda, to cała dwudziestka na tym skorzysta. Zaraz. Wszyscy mają skorzystać z tego, że parę osób się wykazało? A co, jeśli inne klasy podobnie postąpią? Te i inne pytania nie dawały Karolowi spokoju, nie mógł również się zdecydować.
„To jak, Karol? Wchodzisz w to?”
„Nie wiem… czy na pewno warto?”
„Oczywiście, że warto! Jeśli chcesz, to możesz nawet część zysku zatrzymać. A poza tym podszkolę cię, objaśnię, co i jak, żebyś na dołku nie skończył…”
Dalsza konwersacja przekonała Karola do działania. Dowiedział się, że będzie miał do czynienia z ecstazy – miękkimi narkotykami, które większej szkody nie wyrządzą. Poza tym będzie to z korzyścią i dla niego, i dla klasy, i dla chorego.
Minęło kilka dni. Karol i Marek stali na targowisku na ulicy Mickiewicza. Była późna godzina, więc okolica była niemalże pusta. Chłopcy zdołali już zebrać 100 złotych – jak na szkolną zbiórkę był to niezły wynik, ale rozniosła się plotka, że któraś klasa przebija ich kilkakrotnie. Markowi nie dawało to spokoju, chciał wysunąć swoich na prowadzenie za wszelką cenę. Nie dopuszczał do siebie myśli, jak nauczyciele zareagowaliby na taką sumę.
– No gdzie jest ten VIP? – spytał zdenerwowany, spoglądając na ekran telefonu.
– Jaki VIP?
– Brat mi mówił o takim jednym, który zawsze sporo kupuje. Najchętniej wykupiłby cały towar, gdyby go było stać. Jednego razu to pięć stów wydał. To, ile mamy przy sobie, to pewnie by wycenił na 150. Sprzedamy wszystko i się zmywamy. Następna dostawa dopiero za tydzień…
– O, idzie chyba – przerwał Karol.
Obaj dostrzegli zakapturzoną postać, idącą w ich stronę. Było zbyt ciemno, żeby dostrzec twarz.
– Siema – zaczął Marek. – Masz kasę? Jeśli się nie mylę, to na 150 byliśmy umówieni, cały towar możesz dostać…
– Wy tak na serio? – usłyszeli znajomy głos.
Obaj go rozpoznali. Był to Paweł. Karola zamurowało.
– Kto cię tu przysłał?! – wrzasnął Marek, atakując chłopaka.
– Ej, ej, ej! – Karol próbował ich rozdzielić. – Może to jest ten VIP?
– Akurat! On to nawet cukru się wystrzega, a co dopiero dragów!
W końcu chłopcy przestali się szarpać. Stali naprzeciwko siebie i mierzyli się złowrogimi spojrzeniami.
– Opamiętajcie się! – zaczął Paweł. – To, co robicie, jest nielegalne!
– Nie wymądrzaj się! – powiedział Marek. – Wszystko, co zarobimy, na zbiórkę pójdzie!
– To cię usprawiedliwia?
– A co, przeszkadza ci coś? Zresztą to, co my rozprowadzamy, to ecstazy, od tego się nie umiera!
– Jesteś pewien? – spytał Karol, jednak nastolatkowie byli zbyt pogrążeni w kłótni.
– Chyba nie pójdziesz teraz komuś naskarżyć, co?
– Jeśli to ma naprawdę przynieść jakieś korzyści, to nie! Ale ja nie będę się wstawiał za wami, jeśli wpadniecie!
– Dobra, dobra, idź już sobie.
Paweł zaczął się oddalać.
– Frajer… – mruknął pod nosem.
– A jeśli on ma rację? – Karol nadal nie był pewny, że wszystko pójdzie dobrze.
– Skądże. Ewidentnie marudzi, że tak gładko nam idzie.
Minęły dwa tygodnie. Zbiórka powoli dobiegała końca. Klasa Ic zebrała już 250 złotych. Był to wynik naprawdę imponujący, jednak nie zadowalał Marka. Nadal miał wrażenie, że któraś klasa ma więcej środków, a do czegoś takiego nie mógł dopuścić. Jednym słowem, była to obsesja. Dla zdobycia pierwszego miejsca był skłonny złamać znaczną część norm społecznych. W to wszystko wkręcał połowę swojej klasy, a najbardziej Karola.
Po lekcjach podszedł do niego.
– Słuchaj – zaczął. – Jutro jest ostatni termin. Wiesz dobrze, jak stoimy z obrotem dragów. Ostatnio to w ogóle nie ma klientów… a nie próbowałeś w swojej okolicy?
– Próbowałem, ale tam też mało kto był chętny.
– Kurczę, sytuacja jest naprawdę krucha. Wszystkim zależy na tej wycieczce.
– To dlaczego inni mało co wrzucają?
– Przecież nie będziemy z każdego dilera robić, jeszcze się wyda. Ale mam pomysł.
– Jaki?
– Wejdziesz do jakiegoś sklepu z elektroniką, weźmiesz pierwszy lepszy sprzęt, schowasz do kieszeni i mi go przyniesiesz. Będę czekał na targowisku…
Karol przerwał mu, wybuchając śmiechem.
– Aż tak cię to bawi?!
– Przecież nie będę robił z siebie złodzieja, nie ma głupich!
– To sobie nie rób. Ale jeśli do jutra nie doniesiesz przynajmniej 200 zł, cała szkoła się dowie o twojej mrocznej stronie. Mam zdjęcia, na których wciągasz dragi, mam zdjęcia, na których je rozprowadzasz.
– Równie dobrze ciebie mógłbym wsypać.
– Ale ty nie masz dowodów, mój drogi. Regularnie ci cykałem fotki, żeby móc cię w każdej chwili pogrążyć. I zrobię to, jeśli jutro nie będzie kasy. Zrozumiano?
– Dobra… – mruknął Karol, oddalając się.
Minęło 15 minut. Karol siedział na ławce w galerii. Był mocno naburmuszony. Nie dość, że dał się wykorzystać, to jeszcze padł ofiarą szantażu. W jego domu panowała bieda, nie mógł sobie pozwolić ot tak na 200 złotych. Skończyły mu się również ostatnie tabletki ecstazy. Zrozumiał, że z tej sytuacji są jedynie dwa wyjścia: albo popełnić kolejne przestępstwo i jeszcze bardziej się narazić, albo przyznać się przed wszystkimi.
– Cześć.
Karol odwrócił się zdziwiony. Paweł właśnie dosiadł się do niego.
– Co ty tu robisz?
– Znam całą prawdę. O tym, jak Marek manipulował chłopakami z naszej klasy. Słyszałem waszą rozmowę o tym, że cię szantażował.
– No i co? W jaki sposób niby mi pomożesz? Muszę skołować te dwie stówy, inaczej nie będę miał życia.
– Ten Marek to jest niezłe ziółko, tylko chuligaństwo mu w głowie. Ja go obserwuję od paru lat i wiem, co mówię. Raz nawet założył gang złodziei rowerów, ale straż miejska ich złapała. Wiesz, dlaczego tak cię polubił? Bo jesteś spoza ziem rawskich i dzięki tobie mógł rozszerzyć swoje działania na twoją okolicę. Bardzo dobrze, że mu się postawiłeś, ale to nie wszystko. Pozwól, że coś ci pokażę.
Paweł wyciągnął telefon i zaprezentował Karolowi dwa filmy. Na jednym z nich widać było Marka, który kradnie rower jakiemuś dzieciakowi. Na drugim groził jakiemuś staruszkowi nożem.
– Te nagrania są sprzed miesiąca, a mam jeszcze tego trochę.
Karol był zszokowany. Nie mógł uwierzyć, że ten sam Marek, który był gwiazdą w szkole, był odpowiedzialny za takie czyny.
– Nie mamy wiele czasu. Lada chwila może cię wkopać. Najlepiej idźmy z tym od razu na policję.
Karol przytaknął, po czym obaj ruszyli w stronę komisariatu.
Wszystko poszło niewiarygodnie szybko. Marek nie zdążył pogrążyć wspólnika, a już zetknął się z kłopotami. Rodzice Karola mieli mu za złe, że do tej pory wszystko przed nimi ukrywał, ale uwzględnili okoliczności i zamiary. Podobnie było zresztą na rozprawie w sądzie. Wszystko zostało ujawnione, nie tylko czyny Karola, co było ewidentnie nie na rękę Markowi. Ten został umieszczony w zakładzie poprawczym oraz skreślony z listy uczniów, jego brat poszedł do więzienia, a Karolowi i innym wkręconym osobom sąd udzielił jedynie upomnienia.
Po całej sytuacji Karol pogodził się z Pawłem, jego klasa nabrała do niego szacunku oraz zaczęli przyznawać się, że w sumie nie do końca przepadali za Markiem, ale nikt nie odważył się powiedzieć czegoś złego o nim.
Co do zbiórki – klasa Ic zdobyła pierwsze miejsce. Karol spodziewał się, że zdobyte pieniądze przepadną, ponieważ pochodziły one ze sprzedaży narkotyków, jednak sąd okazał się wyrozumiały ze względu na cel zbiórki.
– Jaka to ironia losu – powiedział Karol, stojąc na korytarzu. – Marek tak się starał, a wycieczka go ominie.
– Bywa – mruknął Paweł.
– O, znowu pisze do mnie – Karol rzucił okiem na ekran telefonu. – Dalej mi grozi… W sumie to jedyne, co może mi zrobić.
– Siemka – Masza podeszła do nich. – Dziwnie trochę bez Marka, co nie?
– Cóż, zasłużył na to.
– Może skoczymy gdzieś po lekcjach? Akurat po pięciu kończymy, więc…
– Z przyjemnością.