ubezpieczenia Rawa Mazowiecka
Categories Miasto Rawa Mazowiecka

Rafał Szewczyk: Inquisitio haereticae pravitatis in Rawa (całe opowiadanie)

Zapraszamy do przeczytania opowiadania Rafała Szewczyka, ucznia Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej-Curie w Rawie Mazowieckiej. Autor za to opowiadanie otrzymał trzecią nagrodę w konkursie literackim, którego organizatorem była gazeta i portal KochamRawe.pl. Opowiadanie zostało opublikowane zbiorze pt. „Pewnego razu w Rawie…”, który można kupić w naszym biurze przy ul. Warszawskiej 6 w Rawie, albo w księgarniach internetowych m.in. na Empik.com

Rafał Szewczyk: Inquisitio haereticae pravitatis in Rawa

Fryderyk Holstein już od dłuższego czasu wpatrywał się w wierzby płaczące okraszone deszczem jesiennego poranka, odkąd wraz z delegacją przekroczyli granicę Cesarstwa cały czas padało i było tak mokro, że poruszanie się zajmowało zbyt dużo czasu. Nie mogli sobie pozwolić na zaniechanie terminu dojazdu, ponieważ uchodziło to za niegrzeczność, a należy pamiętać, że Polacy to dumny naród i spóźnienie mogą odebrać jako brak szacunku czy gest złej woli…

— Fryderyku, tutaj jest strasznie, a ja myślałem, że to Augsburg jest siedliskiem szczurów —powiedział Knabe.

—Inkwizytor w służbie Pana boi się tylko Jego gniewu, Henryku. Pamiętaj, że Pan jest najpotężniejszy i wszystko inne ugina się do Jego Woli—odparł z powagą Holstein.

—Tak, tak a my jesteśmy narzędziami w ręku Boga. Znam to powiedzenie bracie, jednak musisz przyznać, że niepokój gości w twoim sercu? —spytał się Knabe.
Inkwizytor skinął tylko głową, bo skąd Henryk mógł wiedzieć, że jego towarzysz podróży dysponuje mocami, o których większość funkcjonariuszy Świętego Officjum mogłaby tylko marzyć. Fryderyk nie musiał się niczego obawiać, ponieważ z łaski Pana, otoczony był opieką informującą o każdym zagrożeniu, a przecież na wozie jechał jeszcze jego Kampfhammer. wielki młot bojowy, który nieraz już ratował życie Holsteina i towarzyszy.

—Pamiętaj, mój augsburski bracie —zaczął Fryderyk —że jest to misja wagi państwowej i jedziemy formalnie jako delegaci Cesarstwa, a nie Świętego Officjum —dokończył.

—Wiem, drogi przyjacielu, ale że się tak wyrażę, co my tam do licha będziemy robili? Pili, polowali? —odparł Henryk. —Bo widzisz , jako inkwizytorzy powinniśmy ścigać heretyków, wrogów Świętej Wiary, a nie jechać na drugi koniec świata w poszukiwaniu Bóg wie czego, Więc odpowiedz, w jakim celu udajemy się w tak niebezpieczną podróż i to jeszcze z glejtami cesarskimi!? —uniósł się Knabe.
—Dowiesz się, gdy dotrzemy na miejsce. Czyż nie uczyli cię, drogi bracie, że inkwizytor musi pozostawać w cieniu, dochodzić do sekretu w milczeniu i pokucie, a nie zadręczać swoich towarzyszy takimi pytaniami? —odpowiedział z uśmiechem Holstein, poklepując Henryka po ramieniu.

Inkwizytor Wewnętrznego Kręgu Fryderyk Holstein, nie miał ochoty na to, by dzielić się poufnymi informacjami z szeregowym inkwizytorem, którego lubił, lecz czasem lepiej dzieje się komuś, gdy jego wiedza nie wykracza poza pewne obszary poznania. Czyż inkwizytor nie ma być ostrym jak brzytwa narzędziem w ręku Pana, nie zadawać pytań, wykonywać polecenia i realizować wolę Jedynego? Tak byłoby lepiej dla większości ludzi tego świata, by troski o zbawienie pozostawiali tym, którzy zostali Wyniesieni, a sami zajmowali się sobą.

INKWIZYTORZY U CELU PODRÓŻY

— No i widzisz Henryku, nie było tak źle. Po co to całe narzekanie? —powiedział z uśmiechem na ustach Fryderyk. — Bracie, oto dotarliśmy na miejsce. Szkoda, że nie widać jakiegoś oficjalnego orszaku. Ha, jeszcze mamy tu się bawić za swoje pieniądze!— dodał Holstein.

—Jakie swoje? Ja zamierzam korzystać z twoich, przecież ty dowodzisz, a ja tylko prostym inkwizytorem poszczącym o wodzie i chlebie. —odparł drugi z inkwizytorów.
Bracia udali się najpierw do lokalnej karczmy, by ulokować swoje rzeczy, po czym napili się podłego piwa i zjedli ciepły posiłek, który ciepły był tylko z nazwy. Natomiast obaj cieszyli się, że w końcu będą mogli spokojnie spędzić noc bez obaw o rabusiów łasych na dobra przejezdnych. W Cesarstwie podróżujący inkwizytor nie miał się czego obawiać, gdyż w większości przypadków wystarczyło powołać się na godność Świętego Officjum i napastnicy szybko się oddalali. Było przecież wiadomo, że gdy zginie inkwizytor, płoną miasta, wioski, ludzie oraz ich biedne dusze. Po solidnym posiłku pełnym rozwodnionego piwa, inkwizytorzy do powrotu księcia z polowania delektowali podniebienie lokalnymi trunkami. Fryderyk musiał też w końcu wyjawić sens podróży Henrykowi, należało mu się to. Jeśli papiestwo wysłało go na misję z Wyniesionym, to naprawdę ten chłopak musiał coś w sobie mieć, może ukryte talenty magiczne? Któż wie, kardynałowie zarządzający Inkwizytorium nie mieli w zwyczaju dzielić się swoimi przemyśleniami. Może była to próba dla samego Fryderyka, nikt nie wie, ile dokładnie jest stopni w drodze ku doskonałości, jednakże jedno jest pewne, najwyższym stopniem wcale nie jest godność jednego z kardynałów zarządzających Officjum. Oni są tylko marionetkami sterowanymi przez znacznie potężniejsze siły, o których nawet nie mają pojęcia. Przekonał się o tym sam Holstein, gdy podczas rozmowy z jednym z kardynałów do pokoju wszedł inkwizytor i bezpardonowo uderzył kapłana w twarz. O tak, była to ciekawa historia. Fryderyk został doceniony przez Wewnętrzny Krąg, a potem Holstein, dowiedział i nauczył się o błogosławieństwach, które normalnego inkwizytora, mogłyby zabić.

— Kto ma uszy, niechaj słucha—zaczął Fryderyk. — Henryku, cel naszej misji, jak się zapewne domyślasz, nie jest prosty do realizacji. Wiedz jedno, przyjechaliśmy tu zbadać sprawę książęcych wybryków.

— Jakich wybryków? —gorączkowo przerwał Knabe. — Przecież większość z tych możnowładców to rozpustnicy i sodomici, a to nie jest sprawa wymagająca przemierzania Cesarstwa, więc powiedz na Boga, o co w tym wszystkim chodzi? — wykrzyczał inkwizytor.

—Spokojnie, bracie, wszystko ci wyjaśnię —odrzekł Fryderyk. Jednakże znów nie dane było mu dokończyć, gdyż drugi z inkwizytorów uświadomił sobie ważną sprawę.

—Czekaj, czekaj, kim masz być? Oczywiście, że inkwizytorem, nie myślisz chyba, że uwierzę, że naprawdę jesteś Wyniesionym ?—powiedział skonfundowany.

—Kochany Henryku, ty jesteś dopiero na początku swojej drogi, ja natomiast wiele już przeżyłem—odpowiedział inkwizytor.—Musisz wiedzieć, że nie wszystko, co słyszałeś, to bajki. Najwięksi z nas żyją w cieniu, bo tylko tam możemy realizować swoje plany, a jak widać ty znalazłeś się na ich drodze…— ciągnął Fryderyk.

—Wiesz co, Fryderku? —odparł inkwizytor. —Ja już jestem takim niedowiarkiem. Bez dowodu nie uwierzę, a umiesz takowy okazać? —dodał Knabe.

Starszy z inkwizytorów wiedział, że trzeba będzie użyć błogosławieństwa, czyli potężnego czaru zsyłanego przez Boga. Holstein pstryknął palcem, oczywiście by dodać całej scenie nieco wiarygodności i by okazać, że używanie tak potężnego zaklęcia przychodzi mu z taką łatwością. Nagle wszyscy w karczmie zatrzymali się, przypominali bryły lodu. Był tylko on i Henryk Knabe, który obecnie zamarł jak tamci ludzie, choć nie został objęty działaniem łaski Pana.

—Henryku, czy coś się stało? —zapytał z uśmiechem Holstein.

—Ale zaraz. Jak ty to… Co się dzieje?—rzekł z dozą strachu i podziwu w głosie drugi inkwizytor.

—Widzisz bracie, takie oto łaski zsyła nam Wszechmogący. Pokazałem ci to, bo uważam, że zaufanie w tak delikatnej sprawie jak ta misja, której celu nadal nie pozwoliłeś mi wyjawić, jest priorytetem.—powiedział poważnie Fryderyk.

—Dobrze już, dobrze, wierzę ci. Więc po co przyjechaliśmy i jak na Maryję Dziewicę, tyś to uczynił?— napierał już tylko z podziwem Knabe.

—Tyle pytań, a tak mało czasu, by odpowiadać….—odparł Fryderyk.

Henryk po początkowym szoku wreszcie wysłuchał o celu podróży, który wydał mu się dość interesujący, a zarazem była to sprawa tak delikatna, że przestał się dziwić, czemu wysłali z nim Wyniesionego. Inkwizytorzy mieli za zadanie sprawdzić jak, wielki jest skarb kwarciany oraz, co ważniejsze, zbadać niepokojące doniesienia na temat demona w rawskim zamku. Jeśli udałoby im się dowieść, że takowy istnieje ,byłby to świetny pretekst do otwarcia nowego oddziału Świętego Officjum na tym terenie. Tak, Polska już zbyt długo pozostawała bez pasterzy chroniących jej mieszkańców od zgubnego wpływu Szatana. Oddawali się wciąż pogańskim praktykom, podczas gdy jak wierne owce powinny podążać za przewodnikiem. To się miało w najbliższym czasie zmienić. Jednak doniesienia, które otrzymali inkwizytorzy, nie są pewne, a informacje o wybrykach księcia i jego żony, którą podobno zabił… Cóż trzeba było to sprawdzić. Czy Ludmiła rzeczywiście była winna zbrodni cudzołóstwa? Czy jeszcze żyje? Któż lepiej to zrobi niż Wyniesiony i inkwizytor?

Wieczorem doniesiono im, że książę wrócił już z polowania i zaprasza do siebie na audiencję dwóch cesarskich gości. Dwaj bracia udali się tam czym prędzej, choć wypite trunki zaczęły już powoli szumieć im w głowach. Zamek książęcy nie był czymś niezwykłym- ot, parę baszt z fikuśnymi wieżycami otulonymi szpiczastymi kapeluszami, na których powiewał herb. Wartownicy, jak to zwykle bywa, nie zawracali sobie głowy dwoma posłannikami z Cesarstwa, Ważniejsze, jak dla każdego strażnika, było dla nich picie i przerzucanie kości oraz wyzywanie matek swoich kompanów. Cóż, czy to było Cesarstwo czy Polska? Fryderykowi wydawało się, że chłopstwo zawsze pozostanie takie samo. Bo przecież te same prymitywne zwyczaje ma wewnątrz siebie każdy, a tworzenie kultury to już inna sprawa…

Sala, w której przyjmował książę była nad wyraz zadbana. Ich oczom ukazały się złote puchary, w których można było oglądać swoje odbicie, srebrne zastawy, a nawet najlepsze wina, oczywiście z Cesarstwa. Z pewnością obaj inkwizytorzy za butelkę takiego trunku mogliby zrobić niemało, jednak wiadomo, że narzędzia Pana, nie mogą ulec stępieniu, gdyż ostrzenie ich wymaga wielkiego nakładu sił…

Siemowit III siedział na prostym krześle przy ognisku, a ścieżka jego wędrówki do miejsca siedzenia była oznaczona krwistym szlakiem, na końcu którego widniał ubłocony książę wraz ze swoją zdobyczą, słusznych rozmiarów skórą z niedźwiedzia. Widać było na niej tylko jedno wgłębienie, więc Siemowit musiał być wytrwanym myśliwym, skoro jedną strzałą powalił tak wielkie zwierzę. Fryderyk też to zauważył, wiedział już, że jest to człowiek niebezpieczny i w pewnym sensie dziki, co można było dostrzec po jego ruchach i mimice.

—Witaj panie—zaczął Fryderyk.—Cesarz przysyła pozdrowienia i pragnie dopytać się jak żyje syn jego przyjaciela.

—Powitać państwa —odpowiedział książę. —Ano, jak panowie widzą, od polowania do polowania, trochę z kobitkami pofiglować i ot, mija życie. Bardzo mi miło, że szanowny cesarz taką troskliwością się wykazuje, a drodzy posłowie, powiedzcie mi jednak, jakiż to jest cel waszej wizyty?— dopytał się Siemowit.

—Drogi panie, przecież wiesz, że cesarscy posłowie goszczą u znajomych cesarza, by sprawdzić ich wierność.—odparł Fryderyk.

—Rozumiem, rozumiem, lecz ja teraz jestem poddanym polskiego króla. Czasy się zmieniły, a zapewniam, że skarb kwarciany, który jest pewnie celem waszej wyprawy, zostanie użyty w celu obrony Polski —odpowiedział lekko oburzony książę.—Mój ojciec był człowiekiem honorowym, o czym wasi informatorzy już pewnie raczyli was powiadomić, więc zrozumcie, żem ja krew z krwi ojca mego i dotrzymam zobowiązań danych królestwu polskiemu.—zakończył.

—Oczywiście drogi książę, rozumiemy twoje zaniepokojenie…—nie zdążył dokończyć Fryderyk.

—Tak?—zapytał już coraz bardziej rozdrażniony Siemowit.—A powiedz ty mi posłańcze, ten drugi kimże jest, posłańcem ,chłopczykiem do zabawy, czy kolejnym szpiegiem odwiedzającym mój dwór?—wykrzyczał książę.

—Mój panie, Henryk jest tutaj w celach dydaktycznych, ma poznawać obyczaje sąsiadów, poznawać sekrety ich kultury…—oznajmił Fryderyk

—Dobra, dobra, tylko żeby się za głęboko nie dokopał—powiedział bezceremonialnie pan rawskiego zamku.—Wybaczcie panowie, lecz pora już późna, a ja muszę się pozbyć tej juchy i coś zjeść, bo polowanie potrafi zmęczyć. Ale co tam takie paniczyki mogą o tym wiedzieć, ha!—odparł książę tubalnym głosem.—No, wasz czas na zamku dobiegł końca, możecie przekazać cesarzowi to, co oznajmiłem, a teraz żegnam—zakończył Siemowit.

—Mój panie— goście księcia ukłonili się i wyszli.

Inkwizytorzy po niezbyt przyjemnej rozmowie z Siemowitem udali się do swojej kwatery poza murami zamku. Obserwowali dzieci, które wesoło pląsały obok charakterystycznych dla tego terenu niezwykle urodziwych wierzb płaczących. Jednakże trzeba było przyznać, że zachód słońca w tej mieścinie prezentował się dość urodziwie. Było tu bardzo dużo drzew i krzewów, które mimo braku ogrodnika książęcego wyglądały zachwycająco. Urocza to była mieścinka, oczywiście pomijając nieokrzesanego księcia i deszczową pogodę.

Fryderyk wiedział już, co należy zrobić, toteż z jednej strony ogarnęła go radość, jednak z drugiej wiedział, z jakimi wiąże się to konsekwencjami, nie tylko dla innych, ale także dla niego samego.

—Henryku, będę musiał skorzystać z Ascénsio —zaczął Holstein. —Ty natomiast udasz się na przechadzkę po karczmach i mieście, wypytasz chłopów o naszego księcia i zdasz mi relacje. —zakończył już nieco posmutniały inkwizytor.
—Jeśli taka twoja wola…—odparł Knabe. —A powiedz mi, co się stanie jeśli się nie uda? Co będzie, jak mają jakiegoś nadwornego szamana, który cię sprowadzi i zabije?—zaczął się dopytywać rozgorączkowany Henryk.

—Mój drogi bracie, już o to zadbałem. Nikogo takiego tutaj nie uświadczymy, no a teraz do roboty.—oznajmił Fryderyk.

Było już dość późno, Holstein wiedział, że musi użyć swojej mocy , ale jak zwykle uciekał od użycia zaklęcia. Było to trudne przeżycie nawet dla niego, chociaż używał tego już setki razy i otoczony był Opatrznością. Speluna, w której przebywał, nie ułatwiała zadania. Wszechobecne pluskwy i fetor wbijały się głęboko w nozdrza szarpiąc je niczym kleszcze rozrywane ciało. Jednak zdecydował się użyć błogosławieństwa. Zamknął drzwi od środka, zanurzył głowę w kuble zimnej wody i rozpoczął inkantacje, która miała pozbawić go cielesnej formy.

— Pater noster, qui es in caelis —rozpoczął, ale nie dokończył, gdyż udało mu się osiągnąć stan spirytualny znacznie szybciej niż sobie wymarzył.

Gdy Fryderyk wchodził w stan Ascénsio, wszystko zdawało się falować. Odczuwał ból, który według znamienitych członków Inkwizytorium był tak silny, że tylko Święta Wiara mogła uchronić użytkownika od śmierci. Zdaniem Fryderyka była to bujda, bo im więcej razy wchodził w ten stan, tym lepiej znosił to cierpienie.

Inkwizytor opuścił karczmę duchową formą i udał się prosto na zamek. Wyczuł tam silną magię, która wręcz zapraszała go do środka. Oczywiście z tak dokładnych oględzin nie skorzystał, bo wiedział już, że taka magia wydzielana jest przez wyższe demony albo silnego maga, jednakże jego ewentualna obecność została wykluczona. Zastanawiał się, jakiż to pomiot piekielny mógłby odwiedzić ten zamek. Czemu książę nic na ten temat nie wspomniał? Być może było to związane z historią tragicznej śmierci Ludmiły, żony Siemowita ,która została tutaj zamurowana. Tak, było to intrygujące, a aura na tyle silna, że Holstein został zmuszony do powrotu, gdyż dalsze przebywanie w tym stanie mogłoby mieć opłakane skutki nie tyle dla jego ciała, a dla duszy, która jest naczyniem Mądrości Bożej na tym padole łez…

Gratias agamus Domino, Deo nostro

Następnego dnia rano, który był równie ponury co poprzedni, z wywiadu wrócił Henryk. Zastał pożywiającego się, trupiobladego Fryderyka.

—Jest aż tak źle?—zagaił—Nieważne, widzę, że jest. Słuchaj, pogadałem sobie z karczemnym kloszardem, który przekazał mi bardzo ciekawe wiadomości. Opowiedział mi o białej damie, jakimś upiorze, który tutaj podobno zaczął straszyć od śmierci żony naszego Siemowita—zakończył Henryk.

—Ile lat temu to było?—zapytał otumaniony Holstein.

—Pięć, pięć okrągłych lat. Jak myślisz, to demon?

Inkwizytor uśmiechnął się. To czego dowiedział się dzięki latom boleści i praktyki, ten chłopak wydobył od pijaczyny. Fryderyk zapałał szczerą sympatią do tego chłopaka, być może w przyszłości Wewnętrzny Krąg zrobi z niego użytek.

—Tak, to jest bardzo silny demon. Sprawdziłem to i powiem ci , że pięć lat to za dużo, by Siemowit wytrzymał opętanie. On go tu sprowadził, a my go wyprowadzimy. Każ spakować nasze rzeczy, dziś wieczorem odwiedzimy księcia—rzekł poważnie Fryderyk.

Czas do wieczora inkwizytorzy spędzili na gorącej modlitwie. Później Holstein obłożył Henryka ochronnymi błogosławieństwami, założył oficjalny strój inkwizycyjny, czyli czarny płaszcz z wyhaftowanym Krzyżem Męki Pańskiej. Teraz bracia mogli ruszać na spotkanie z demonem.

Przemykanie się na zamek nocą było jeszcze prostsze niż ich wejście w dzień, toteż inkwizytorzy bez problemu ominęli wartowników i znaleźli się w sypialni księcia. Zastali go , pogrążonego w dziwnym letargu przy stole z winem. Fryderyk już wiedział, z kim będzie miał do czynienia. Sądząc po silnej magicznej aurze ,jaką wykrył wcześniej, przyjdzie im się mierzyć z Lillith. Teraz wszystkie elementy układanki zdawały się pasować. Demona, takiego jak ten, można było przyzwać tylko poświęcając ukochaną osobę. Niestety musiała nią być Ludmiła…

Był to najsilniejszy sukkub, według legend jedna z żon Złego, lecz te legendy były niewiele warte. Już na początku swojej drogi Holstein miał z nią do czynienia, więc wiedział o tym, że Lillith żadną żoną Lucyfera nie jest, jednakże mocą dysponuje potężną. Jako nieociosane narzędzie Pana, Fryderyk mógł ją wtedy tylko przegnać, a teraz, cóż pewnie mógłby ją nawet unicestwić.

—Henryku, mamy do czynienia z potężnym sukkubem. Możliwe, że będziemy musieli zabić księcia. Przygotuj się—oznajmił.—LILLITH, w imię Pańskie wzywam cię, ukaż się!—krzyknął Holstein.

—Już do ciebie idę , nie musisz być taki niecierpliwy, czyż nie słyszałeś skarbeńku, że złość piękności szkodzi? —zaczęła demonica.

—Czego chcesz pomiocie?—zapytał inkwizytor.

—Ach, taki młody inkwizytor, ja chcę tylko rozkoszy, przecież nie robię księciu krzywdy—odparła uwodzicielsko, kusząc przy tym Henryka.

Błogosławieństwa chroniące Henryka wytrzymały. Demonica widząc to zaczęła wyraźnie się denerwować…

—Lillith moja cierpliwość się kończy…—odpowiedział spokojnie Holstein.

—Och, moja też, zaraz będą tutaj dzielni chłopcy gotowi odbić swoją panią, nie dam ci się odesłać drugi raz—powiedziała, machając przy tym skrzydłami jakby miała odlecieć.

Nagle otworzyły się drzwi i do komnaty wbiegli uzbrojeni wartownicy, oszołomieni zaklęciami sukkuba.

—Ja cię nie odeślę Lilith, ja cię zniszczę — zaczął. — GABRIELU! — Holstein powiedział to imię z nabożną czcią, jakby zwracał się do samego Pana.

Wtem w komnacie zrobiło się niezwykle jasno. Wielka kula światła rozbłysła tak silnie, że spowodowałaby utratę wzroku u każdego, kto choćby przez chwilę zechciał na nią spojrzeć. Był to widok tysiąca słońc na nieboskłonie, które mają tylko jeden cel- zniszczenie. Fryderyk złapał Knabego i powalił na ziemię, wypowiedział przy tym modlitewną formułę, która dodatkowo ich osłoniła.

Gdy było już po wszystkim z całego zamku ocalała tylko jedna baszta. Świetlisty wybawiciel inkwizytorów zniknął tak szybko, jak się pojawił. Inkwizytor naprawdę był szczęściarzem, a jeszcze większym był jego przyjaciel Henryk. Tak, przyjaciel, bo gdy anioł zstępuje z nieba, wszyscy, którzy to przetrwają, zostają nierozerwalnie złączeni Nićmi Prawdy.

—Będą z ciebie ludzie, Henryku, dobrze się spisałeś—oznajmił Fryderyk.

—Walka u boku Wyniesionego była dla mnie zaszczytem, czas do domu bracie — odparł Knabe.

Mieszkańcy Rawy byli szczęściarzami, zwykle miasta po wizycie archanioła kończyły jako zgliszcza. Natomiast w tej sytuacji tylko zamek uległ poważnemu zniszczeniu, a wszyscy jego mieszkańcy wraz z księciem ulegli zagładzie. Holstein był z siebie zadowolony. Wykonał dwa zadania jednocześnie, nie zdemolował całego obszaru i uwolnił ludzi od zdziczałego księcia. Był to powód do dumy. Jednakże czy zostanie to odpowiednio ocenione? Czy nie wywoła to wojny między Cesarstwem a Królestwem Polski? Któż to wie? Dla Fryderyka, który już dawno wyzbył się ludzkich odruchów, liczył się tylko widok szczęśliwych dzieci, które dalej, jak gdyby nic się nie stało, pląsały wśród osławionych wierzb płaczących.

—Pokój twojej duszy Ludmiło. Teraz możesz ubogacać ołtarz Pana —powiedział Holstein.

—Amen—odparł Henryk.

Zbiór opowiadań “Pewnego razu w Rawie…” kupisz we wszystkich największych polskich księgarniach internetowych.

 

Znajdź nas na KochamRawePLZobacz profil
Podziel się

About the author