Rawski antysemityzm

Nie jest łatwo pisać o relacjach polsko-żydowskich. Nie pomaga w tym posługiwanie się stereotypami. Zdumiał mnie ostatnio artykuł w rawskim tygodniku, w którym zasugerowano współodpowiedzialność Romana Dmowskiego za mordowanie Żydów w obozach koncentracyjnych.

Możliwe, że owa sugestia była niezamierzona. Ale tak można zinterpretować poczynione w tytule artykułu zestawienie: „Wczoraj rocznica wyzwolenia Auschwitz, a dziś w Rawie Mazowieckiej o tablicy dla guru antysemitów”. Brzmi niczym przestroga: popieranie antysemitów kończy się akceptacją dla komór gazowych. Autor zacytował nawet opinię Dmowskiego o stronnikach Hitlera, iż „chcąc zorganizować Niemcy na podstawach narodowych, muszą zniszczyć pozycję Żydów i ich wpływ na społeczeństwo niemieckie”. Jestem jednak przekonany, że inicjatorzy upamiętnienia Romana Dmowskiego w naszym mieście kierowali się innymi przesłankami niż jego antysemityzm. Z kolei przywołana opinia ideowego ojca polskiego ruchu narodowego nie jest wcale równoznaczna z akceptacją ludobójczych działań. W licznych komentarzach pod artykułem na stronie eglos.pl wybrzmiał zresztą sprzeciw wobec sposobu podsumowania zapowiedzi dyskusji na sesji rady miejskiej.

Wśród współczesnych Dmowskiemu, a i we wcześniejszych epokach, antysemitów nie brakowało, ale mało który miał takie pomysły na „radzenie sobie” z Żydami, jak hitlerowcy. Z antysemickimi poglądami obnosili się ludzie, których dziś zwykliśmy kojarzyć jako przeciwników obskurantyzmu.

Nawet Wolter, jeden z czołowych luminarzy francuskiego Oświecenia, autor „Traktatu o tolerancji”, w haśle „Żyd” w swoim Słowniku filozoficznym opublikowanym w 1764 r. dał wyraz głębokiej niechęci do Żydów. Konkludował wszakże: „Nie trzeba ich jednak palić”. Częściej starano się ograniczać prawa Żydów, niekiedy konfiskowano ich majątki, nakazywano konwersję na chrześcijaństwo (jak w Hiszpanii), lub po prostu przepędzano. Hasło „Żydzi na Madagaskar” nie wzięło się w Polsce znikąd.

Owszem, było popularne wśród przedwojennej prawicy, ale nie tylko tam. Idee zachęcania Żydów do emigracji były dyskutowane także w kręgach rządowych II RP. Po części dlatego, że uważano je za humanitarną alternatywę dla antysemickich burd wszczynanych przez działaczy narodowych. Żydowski Instytut Historyczny opublikował dwa lata temu poświęconą temu tematowi książkę „Nie tylko Palestyna. Polskie plany emigracyjne wobec Żydów 1935-1939”. Przy tym należy pamiętać, że część Żydów sama decydowała się na emigrację, i to znacznie wcześniej. Dawid Ben Gurion, uważany bezsprzecznie za założyciela dzisiejszego państwa Izrael, urodził się w Płońsku, miasteczku na północnym Mazowszu, podobnym do Rawy. W 1906 r., wraz z grupą młodzieży płońskiej, dwudziestoletni Dawid wyjechał do Palestyny w ramach drugiej już fali wyjazdu Żydów z terenu zaboru rosyjskiego, zwanej aliją. Pierwsza alija miała miejsce w 1882 r. i była inspirowana ideami twórcy ruchu syjonistycznego Teodora Herzla.

Faktem jest jednak, że w II RP niechęć do Żydów, zwłaszcza na tle gospodarczym, była na tyle silna w polskim społeczeństwie, że w 1938 r. w odruchu obronnym parlamentarzyści żydowscy, powołując się na sprzeczne z konstytucją ograniczanie ich praw, zaczęli przygotowania do kongresu żydostwa polskiego. Tymczasem do dalszych ograniczeń zachęcały środowiska, które ideowo wyrosły na innym gruncie niż ruch narodowy. Choćby środowisko skupione wokół pisma „Jutro Pracy”, któremu przewodził urodzony w 1902 r. w Skierniewicach Jan Hoppe. Ten działacz społeczny i związkowy, przez lata współpracujący blisko z prominentnymi działaczami sanacji, jak Walery Sławek i Adam Skwarczyński, w połowie lat 30. zasiadając w Sejmie składał ze współpracownikami projekty ustaw, które przewidywały m.in. zakaz uboju rytualnego, usunięcie Żydów z wojska, stanowisk państwowych i samorządowych, zakaz realizowania przez nich zamówień publicznych, a także pozbawienie obywatelstwa polskiego Żydów, którzy uzyskali je po roku 1918. Nazywali to „polonizacją życia gospodarczego”.

W Rawie też nie brakowało osób, które wyraźnie domagały się ograniczenia praw Żydów, a co najmniej ich separacji, i były w tym bardzo zdecydowane, posuwając się do aktów przemocy. Ale to nie znaczy, że przemoc miała akceptację władz.

Na łamach wydawanego w Piotrkowie Trybunalskim regionalnego „Dziennika Narodowego” 27 maja 1938 r. ukazał się artykuł pod nieco mylącym tytułem „Zajścia antyżydowskie w Rawie Maz. przed Sądem”. Nie chodziło o zajścia przed rawskim sądem, ale o to, iż osądzono sprawców zajść. Przed sądem znalazły bowiem finał wydarzenia, które miały miejsce pół roku wcześniej, w grudniu 1937 r. Dziennikarz treściwie przedstawił ich tło, wskazując że od połowy grudnia działacze Stronnictwa Narodowego w Rawie prowadzili agitację zmierzającą do podziału rynku i targowicy na stronę polską i żydowską. „Handlarzy żydowskich próbowano siłą i terrorem zmusić do zajęcia placu, oznaczonego białą linią z napisem: Handlarze żydowscy. Gdy próby stosowania terroru nie pomogły, delegacja straganiarzy chrześcijan udała się 11 stycznia br. do Starostwa Powiatowego z żądaniem przeprowadzenia takiego podziału rynku. Starostwo odmówiło kategorycznie temu żądaniu.” Dalej mowa jest o tym, że owa delegacja „straganiarzy chrześcijan” powróciła na rynek zakomunikować decyzję starostwa czekającym na to zgromadzonym handlarzom i rolnikom. Wobec niezadowolenia z odmowy władz, ktoś wówczas krzyknął „bij Żyda!” – i niestety doszło do tumultu. Jak dalej czytamy w „Dzienniku Narodowym”: „Tłum rzucił się na stragany żydowskie przewracając je, niszcząc towar, a jednocześnie poszły w ruch kłonice i pałki. Kilkunastu żydów poturbowano – i tylko natychmiastowa akcja policji położyła kres dalszym ekscesom.” Prokuratura postawiła w stan oskarżenia 12 uczestników owych zdarzeń. Ostatecznie sąd skazał pięć osób na 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata, pozostałych uniewinnił. Zaskakującą puentę dla tego zdarzenia znalazłem w biuletynie dziennym komunistycznego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego z sierpnia 1949 r., w którym informowano, że na terenie gminy Rawa Mazowiecka zanotowano w połowie miesiąca wypadek pobicia milicjanta (dokładnie komendanta gminnego ORMO) „za to, iż nie zdjął czapki w czasie przejścia procesji.” Zidentyfikowano sprawcę pobicia, którego scharakteryzowano następująco: „rzemieślnik – przed wojną sympatyk SN [Stronnictwa Narodowego] (brał udział w rozbijaniu straganów żydowskich)”. Niektórym ludziom najwidoczniej triada Bóg-Honor-Ojczyzna kojarzy się z wezwaniem „bij wroga”, bez względu na to kogo w roli wroga obsadzą.

Powracając do przywołanego na wstępie wspomnienia styczniowej rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, nie mogę nie odnotować, iż w obozie tym zginęli także rawscy Żydzi. Choć większość Żydów po likwidacji rawskiego getta została wywieziona do obozu zagłady w Treblince, to we wcześniejszych latach szereg żydowskich rzemieślników skierowano do KL Auschwitz i tam stracili życie. Przeglądając indeks więźniów tego obozu natrafiłem na nazwiska urodzonych w Rawie Mazowieckiej m.in. krawców Mordkę Rotmana (ur. 10 września 1896 r., zginął 21 sierpnia 1942 r.) i Pinkusa Zingera (ur. 27 lutego 1907 r., zginął 20 sierpnia 1942 r.), dziewiarza Abrahama Herszkowicza (ur. 9 lutego 1891 r., zginął 11 stycznia 1943 r.), szewca Abrahama Goldsteina (ur. 28 sierpnia 1904 r., zginął 14 sierpnia 1942 r.). Trudno wykluczyć, że kilka lat wcześniej doświadczyli nieżyczliwości sąsiadów. Mam jednak nadzieję, że nie za sprawą sąsiadów znaleźli się w Auschwitz.

Artur Gut